Serca, które leczą. Kilka słów podziękowania.

Moi Drodzy,

Ten post jest dla mnie naprawdę wyjątkowy. Musiało upłynąć sporo czasu, zanim poczułam się gotowa, żeby skrobnąć do Was kilka słów. Był to dla mnie bardzo intensywny czas, wypełniony radością, szczęściem, zaskoczeniem, a nawet szokiem, ale jednocześnie czas pełen stresu i dużego napięcia. Jak zapewne wiecie, ostatnio w mediach pojawiałam się równie często, co Małgosia Rozenek-Majdan i jej domniemana ciąża. Jeden filmik na Gazeta.pl i artykuł dla Joemonster.org obiegły chyba cały polski Internet i na dobry tydzień zrobiły ze mnie niemal ‘celebrytkę z drugiej ligi’. Ruszyła gigantyczna lawina wiadomości, komentarzy, telefonów i przez chwilę poczułam się jakbym miała ciut więcej wspólnego z życiem kulinarnym wyskakując wszystkim z lodówki. Śladem wielu innych chorych osób postanowiłam spróbować podzielić się ze światem swoją niecodzienną chorobą, ale naprawdę nie spodziewałam się aż tak pozytywnego odbioru, na tak wielką skalę. Wiem jak banalnie może to brzmieć, ale naprawdę tak było. Oczywiście czułam się bardzo szczęśliwa z powodu tak wielu ciepłych, życzliwych i miłych reakcji, ale jednak to, że kiedy nie zajrzałam do internetu, w kółko widziałam tam siebie, zwyczajnie mnie przytłoczyło. Z nadmiarem dobrych emocji też trzeba umieć sobie radzić i niestety to wyzwanie chyba mnie trochę przerosło. Mieszanka ogromnej ekscytacji i nie mniejszego stresu okazała się wybuchowa. Nie mam przez to na myśli, że żałuję. Po prostu chyba nie byłam przygotowana na taki. „fejm”. Można powiedzieć, że sama się o to prosiłam, a nawet, że o to przecież chodziło, żeby głośno opowiedzieć swoją historię. Jestem wdzięczna, że się udało, ale nie będę udawać, że przez ten tydzień nie byłam istnym kłębkiem nerwów. Mam nadzieję, że rozumiecie i że wybaczycie mi ciszę, która zapadła ostatnio na Hungry4life. Musiałam po prostu ochłonąć i odciąć się od mediów, aby nie zwariować od przesytu informacji o samej sobie. Nawet podczas przeglądania stron z memami natykałam się na swoje zdjęcia i bałam się, że od tego wszystkiego za chwilę odwiozą mnie do Tworek.

Głowa już trochę się przewietrzyła, a więc wracam do Was z OGROMNYMI podziękowaniami! Jestem niezwykle poruszona, widząc, że doceniacie moją działalność i dostrzegacie, że wkładam w nią całe serce, tyle siły, ile jeszcze we mnie zostało i tyle zaangażowania, na ile mnie stać. Mam nadzieję, że przynajmniej w niewielkim stopniu, dla niektórych z Was, moja praca okazała się być w jakiś sposób pomocna. Napisało do mnie wiele chorych osób, w tym kilka cierpiących na schorzenia podobne do mojego. Jestem niesamowicie wzruszona, że chcieliście się przede mną otworzyć, to naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczy. Dostałam też mnóstwo słów wsparcia i otuchy. Przy okazji chcę Was przeprosić, za to, że nie udało mi się jeszcze odpisać na wszystkie wiadomości i komentarze na blogu. Jest ich naprawdę bardzo dużo (za wszystkie z całego serca dziękuję!) i postaram się na nie odpowiedzieć w najbliższych tygodniach. Wasze wsparcie jest naprawdę nieocenione. Nie potrafię opisać, jak bardzo jestem wdzięczna. Napiszę więc tylko, że w życiu nie byłam tak wzruszona…

Na pierwszy ogień, chce podziękować redakcji Joe Monster za umożliwienie mi pokazania mojej choroby tysiącom osób, do których nigdy bym nie dotarła bez wsparcia tak kapitalnego i poczytnego portalu. Kłaniam się nisko Iskierowi, który zechciał zapoznać się z moją blogową pisaniną i zachęcił mnie, żebym napisała artykuł na Joemonster, a potem przekonywał, że jest naprawdę dobry i dostrzega w nim potencjał. Przy okazji pozdrawiam Czytelników Wykopu, którzy prawie jednogłośnie stwierdzili, że artykuł był do dupy 😀  Dziękuję Redakcji Gazeta.pl, a w szczególności wspaniałej Autorce artykułu – Paulinie Dudek, która zaprosiła mnie do projektu „Zwykli Niezwykli”. Paulina okazała się być osobą o wielkiej wrażliwości, błyskotliwą i empatyczną i świetnie uchwyciła w swoim artykule to, jak wygląda moje życie z chorobą. Chciałam również podziękować osobom, bez których to wszystko w ogóle nie miałoby dla mnie żadnego sensu, które bardzo mi pomogły i nieustannie wspierają mnie nie tylko w mojej pracy, ale też każdego dnia. Moja rodzina ❤ oraz najwspanialsza Kasia ❤ . Jeszcze raz dziękuję i wódka dla wszystkich!

Ogromne podziękowania należą się również Wam – genialnym ludziom dobrego serca, którzy tak chętnie i często odwiedzają mojego bloga, FB i inne kanały. To jak licznie tu przybyliście, że mieliście chęć mnie czytać i dzielić się waszymi spostrzeżeniami jest dla mnie czymś arcycudownym. Oczywiście wraz z moim chwilowym zaistnieniem w mediach, oprócz mnóstwa ciepłych i wpierających reakcji pojawiło się też kilka delikatnie mówiąc, krytycznych komentarzy dotyczących mojej osoby, a także samej mojej choroby. Wszystkim hejterom gratuluję ułańskiej fantazji i również dziękuję, nie tylko za dostarczenie mi kilku chwil niesamowitej rozrywki, ale też za wzmocnienie mojej tolerancji, wyrozumiałości i wrażliwości na specyficzne problemy emocjonalne niektórych internautów. Tym bardziej dziękuję Wam, moi Drodzy, za to, że jesteście, za zrozumienie, za wspaniałe komentarze, wiadomości, słowa otuchy, ale również za Wasze wsparcie finansowe.

I tu w zasadzie przechodzimy do kolejnej bardzo istotnej części tego posta. Z tego miejsca zapraszam Was do zajrzenia na zakładkę Fundacja & 1%’. <Werble> TAMTARARAM!! Nie wiem, jak tego dokonaliście, ale do tej pory przecieram oczy ze zdziwienia, robiąc sobie przy tej okazji na twarzy efekt pandy. Moje subkonto w Fundacji Avalon spuchło od wpłat! Kiedy dostałam sprawozdanie o stanie subkonta, miałam jeden z tych dziwnych momentów w życiu, kiedy człowiek płacze histerycznie jak na pogrzebie i jednocześnie śmieje się do rozpuku jak po spożyciu nielegalnych substancji… To wszystko WYŁĄCZNIE dzięki Wam! Przez ten jeden tydzień na fundacyjnym subkoncie zgromadziłam więcej pieniędzy na leczenie niż przez 2 ostatnie lata! Tyle potrafi zdziałać armia niebywale empatycznych, życzliwych, dobrych serc! To właśnie Wy otwieracie przede mną drzwi do tego, abym rozpoczęła kolejny etap walki o swoje zdrowie. Już teraz wiem, że nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć się Wam za to, co dla mnie zrobiliście…

Nareszcie mogę zacząć realizować swoje plany dotyczące leczenia. Priorytetem na chwilę obecną są dla mnie specjalistyczne i niedostępne w naszym kraju badania diagnostyczne, które pozwolą poszerzyć wiedzę o moim schorzeniu i zweryfikować wszelkie możliwości terapeutyczne. Mimo posiadania środków finansowych, na pewno nie stanie się to wszystko od zaraz i będzie jeszcze wymagało ode mnie sporo cierpliwości i zaangażowania, aby załatwić niezbędne formalności, ale już teraz zaczęłam uruchamiać wszelkie działania zmierzające w tym kierunku. Wcześniej nieosiągalna dla mnie terapia komórkami macierzystymi jest już prawie na wyciągnięcie ręki. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że wszystkie plany, które odkładałam na bliżej nieokreśloną przyszłość, nagle stają się coraz bardziej realne. Jesteście wielcy ❤

serducho

Dzięki Wam rozpoczynam nowy rozdział. Wcześniej mogłam sobie tylko pomarzyć o leczeniu za granicą i dlatego każdy normalniejszy dzień, kiedy choroba nie dawała się mocno we znaki, poświęcałam na klepanie bloga i prowadzenie moich społecznościówek. Przy okazji chciałam Was prosić o wyrozumiałość, gdyż teraz, kiedy mam realne szanse opłacenia konsultacji i badań zagranicznych, mam zamiar całą energię i czas poświęcić na kwestie związane z moim zdrowiem. Nie oznacza to jednak, że rezygnuję z prowadzenia Hungry4life, ale na pewno teraz, kiedy wreszcie mogę ruszyć z miejsca, będzie mnie tu i na innych moich kanałach zdecydowanie mniej. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal będę opowiadać Wam moją historię, na blogu, postaram się też co jakiś czas dawać znać jak się mają bieżące sprawy. 😉 Trzymajcie kciuki i do usłyszenia niebawem!

podpis_przezr

58 myśli w temacie “Serca, które leczą. Kilka słów podziękowania.”

  1. W życiu wszystko jest możliwe (pod warunkiem że się tego chce)… może to trywialne ale tak właśnie jest, mało kto zdaje sobie z tego sprawę.
    PS
    CREATE YOUR OWN REALITY!

    Polubienie

  2. Anka, wszyscy normalni ludzie którzy spotkali się z Twoją historią zawsze będą trzymali za Ciebie kciuki. Możesz być tego pewna. Ci którzy napisali coś na Twoich stronach i ci którzy pozostaną anonimowi, nie wiedząc po prostu co napisać. Myśl o sobie a my będziemy myśleć o Tobie. Udanego życia.

    Polubienie

Dodaj komentarz